30 czerwca 2012

I'm thinking...

"Sta­ram się żyć każdym dniem, cie­szyć się tym, co przy­nosi. Myśleć o tym, co dob­re, a nie złe. Bo tak jest łat­wiej. Nie przej­mo­wać się tym, co było, ani tym, co mnie jeszcze cze­ka. Wiado­mo, że to nie jest pros­te. Ale nie wy­biegam da­leko w przyszłość, najdalej o dzień, dwa. Żyję chwilą. Dużo przeszłam i to mnie nau­czyło, że nie war­to wszys­tkiego pla­nować. Życie i tak pisze swój własny scenariusz."
Agata Mróz-Olszewska


Nadmiar wolnego czasu nie przynosi wiele dobrego. Lecz czy coś dobrego jest w fakcie, że próbuje zająć sobie każdą wolną chwilę, by nie myśleć? Tak właśnie, by nie mieć czasu na rozmyślanie. O negatywnych sprawach. Nie imają się mnie pozytywne czy chociaż negatywne tematy rozmyślań; zawsze wracam do tego samego rozdziału, tej samej historyjki toczącej się od nowa. 
Prawda jest taka, że aktualnie wszystko u mnie dobrze, dziękuję. Mam porządną rodzinę, kochanego chłopaka, świetną przyjaciółkę a poza tym wiele osób, z którymi jestem połączona pewnego rodzaju więzią. Nie narzekam na finanse, zdrowie również nie jest najgorsze. Więc co jest nie tak? 
Fakt, jest trochę osób, które nie lubią mnie - zazwyczaj z błahych powodów lub w ogóle bez nich (kogoś przecież trzeba nie lubić, nie?), ale to przecież nie ma żadnego znaczenia, nie każdemu można dogodzić. Większość celów, które sobie zakładam, spełniam. Potrafię dążyć tam, gdzie sobie zaplanowałam i jak na razie dobrze mi idzie. Wiem co to samorozwój i nie jest to dla mnie słowo wyciągnięte żywcem ze słownika - jest to moja codzienna praca, która ma zaowocować w przyszłości. Nie jestem orłem z matematyki czy chemii, ale nie wszyscy wielcy ludzie mieli pasek na każdym świadectwie i setki wyróżnień na koncie. Posiadam też dar oceniania na trzeźwo sytuacji i wyszukiwania najlepszego rozwiązania. Więc w czym problem? 
Unieszczęśliwiam się na siłę wspominając. Tak, to chyba to. Pamięć to mój największy problem. Kiedy analizuję moje zachowania i sytuacje, które mnie spotkały nie potrafię opanować wyobraźni nasuwającej negatywne obrazy. Dlaczego? Sama nie wiem. Przecież jestem tu gdzie jestem i tak na prawdę mam małe powody do dumy; przecież mogłabym teraz być zmarnowaną psychicznie dziewczyną z bliznami gdzie się da bojącą się własnego cienia i płaczącą całe dnie po powrocie ze szkoły. Jednak czasami w środku czuję się jak ptak, który odbił się od szyby - zauważam, jak żałosne i naiwne były moje nadzieje, czuję ból i trochę rozpaczy, bo nie podołałam. Są takie dni, kiedy świat kręci się jak zawsze, ale my zatrzymujemy się by uronić choćby łzę nad swoim losem. Każdy je ma. No cóż, to żadne pocieszenie. Jak sobie z nimi radzić? Żałośnie chować się między obowiązkami czekając aż to minie? Dać upust emocjom i przepłakać całą noc? A może opowiedzieć komuś historię swojego życia, wylać żal i smutek w czyjś rękaw i nastawić się na to, że potem będzie lepiej? 
Złoty środek? Nie ma go. Złoty środek to słowo, którym karmią nas byśmy myśleli, że wszystko jest w porządku. 
Moim sposobem jest chyba pisanie. "Na­piszę, bo co mam ro­bić? Muszę pi­sać, bo nic in­ne­go nie potrafię. Mogłabym mówić wier­sze, ale nie mogę, po­zos­ta­je pi­sanie. Ja niena­widzę pi­sania, bo mi się kojarzy z cho­robą. Piszę, kiedy muszę, kiedy jest już nie do wytrzymania." ~ Halina Poświatowska



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz