Jeszcze jakiś czas temu, mając 16 lat byłam daleko od dorosłości - pierwsza klasa szkoły średniej (ah, jakże dorośle to brzmi), marzenia o idealnym życiu, pracy i domu, spanie z pluszakiem i tupanie nóżką na każde niepowodzenie. Dzisiaj leżąc w łóżku i próbując odciąć się od tego, co mnie otacza choć na kilka godzin, czuję bliskość końca i winę. Kilka dni temu byłam daleka od pozostawiania teraźniejszości za sobą; teraz włożyłabym ją w parciany worek i wrzuciła do najbliższej rzeki. Za niecały rok wkroczę w dorosłość, tą przez małe d. Do tej prawdziwej jeszcze mi daleko, pomimo tego, że jestem zmuszana do ekspresowego dojrzewania. Dziś czuję w sobie małe dziecko - porzucone i zapomniane, stojące gdzieś w kącie z poczuciem winy i złością na cały świat; za to, że nie jest kolorowo, baśniowo, idealnie tak jak ja chcę. Mam ochotę naskarżyć na każdego, kto podłożył mi nogę, rzucił piłką i opluł. Sęk w tym, że w tym prawdziwym życiu nie ma Pani Przedszkolanki, która zebrałaby nas w klasie na przerwie i kazała się pogodzić. Uczucie zepchnięcia na margines przez bliskie mi osoby potęguje bezradność i żal, które sparaliżowały mnie duchowo, ale i wylały kubeł zimnej wody prosto na głowę. Resztka pokory, której nauczyłam się niedawno nakazuje mi widzieć szczęście w nieszczęściu, jednak jako krucha (takie to nieprawdopodobne, a jednak okazuje się, że ja też mam serce) istota użalam się nad swoim losem i rozmyślam nad odpowiedzią, którą zadaje sobie chyba każdy mniej lub bardziej dotknięty przez los - dlaczego? Może ma mnie to sprowadzić na ziemię - przyznam, że czasami potrzebuję kopa żeby ocknąć się i wrócić do rzeczywistości. Jedno jest pewne, nie zamierzam nigdy dać komukolwiek satysfakcji z podcięcia mi skrzydeł, nie pozwolę triumfować nad moją porażką a w sprawach dotyczących mojego życia, ostatnie słowo będę miała tylko i wyłącznie ja.
Na dobranoc dodaję piękną piosenkę.
Enjoy your life!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz